Zakopiańska oczyszczalnia

W tym miesiącu przedstawiamy studium ciekawego przypadku „z terenu”. Znaczenie i siła mediów lokalnych bywają bowiem większe, niż redakcji ogólnopolskich. Zasady relacji z mediami są jednak wciąż takie same. Łamanie owych zasad bywa bolesne. Przekonały się o tym władze stolicy polskich Tatr − Zakopanego, oraz tamtejszej oczyszczalni ścieków prowadzonej przez spółkę „Sewik”.

 

Burzę wywołał bardzo popularny w okolicach Zakopanego „Tygodnik Podhalański”, który w sierpniu opublikował artykuł o zrzucaniu zanieczyszczeń do potoku Cicha Woda przez zakopiańską oczyszczalnię ścieków.

Ważny jest fakt, że od wody płynącej z Zakopanego poprzez Biały Dunajec uzależniony jest Nowy Targ.

Szefostwo „Sewiku” i władze Zakopanego zareagowały z furią na doniesienia Tygodnika. Najbardziej rozsierdził władze oczyszczalni fakt przecieku informacji do prasy. Wściekłość skierowano przeciwko dziennikarzom a potem…własnym pracownikom.

Spółka „Sewik” wystosowała doniesienie na policję, w którym m.in. w kuriozalny sposób wyjaśnia swe zarzuty wobec publikacji:

Informacje w Tygodniku Podhalańskim są prawdziwe, to znaczy częściowo, gdyż informacje liczbowe są prawdziwe i zgodne ze stanem faktycznym, natomiast zamieszczony komentarz do tych liczb jest fałszywy.

Stąd też przypuszczamy, że dziennikarz osobiście, bez zezwolenia kompetentnej osoby dostał się do pomieszczenia dyspozytorni spółki „Sewik”, a następnie z komputera wykradł zamieszczone w nim dane ”.

Wewnętrzny front

Zaraz potem wewnątrz firmy usiłowano zidentyfikować osoby przekazujące informacje dziennikarzom. W celu „zablokowania” dalszego wycieku informacji kierownictwo firmy „Sewik” rozdało swoim pracownikom do podpisania oświadczenia, że nie pomagali dziennikarzom w zdobyciu informacji.

Pracownicy musieli podpisywać oświadczenia w obecności dwóch świadków – kierownika i innego pracownika. Jednocześnie władze Zakopanego zorganizowały konferencję prasową, podczas której przekonywały dziennikarzy, że informacje „Tygodnika Podhalańskiego” o notorycznym spuszczaniu surowych ścieków do rzeki są nieprawdziwe.

Kłam twierdzeniom władz przyniósł już następny dzień, gdy do Cichej Wody znowu trafiły zanieczyszczenia z „Sewiku”. Dziennikarze „Tygodnika Podhalańskiego” ostrzegają burmistrza Nowego Targu o zbliżającym się Białym Dunajcem niebezpieczeństwie.

Z kolei dziennikarzom Radia RMF i Radia Kraków udaje się dotrzeć do wiceburmistrza Zakopanego. Jest zdenerwowany. Krzyczy, że to sabotaż.

Oskarżenia rzuca na szefa „Solidarności” w „Sewiku”. – To ten jeden, który nie podpisał oświadczenia. Będzie musiał się wyprowadzić z tego miasta.

Słowa burmistrza trafiają na radiową taśmę magnetofonową. Jednocześnie, co godzinę w wiadomościach Radia Kraków, wiceburmistrz uspokaja i oświadcza, że dostanie się osadu do rzeki nie ma nic wspólnego z oczyszczalnią.

Spirala ataku

To nieprawda – mówią natomiast mediom nieoficjalnie pracownicy „Sewiku”, którzy nie przestraszyli się nagonki wewnątrz firmy.

W eter i na łamy trafiają ich słowa, iż „władze miasta ponownie chciały ukryć fakty” oraz kolejne szczegóły niedbałości kierownictwa firmy.

Władze miasta zamiast skupić się na sprawie postawiły na eskalację walki z pracownikami. Wiceburmistrz zapowiedział w wywiadzie radiowym, że będzie sprawdzał bilingi telefoniczne w „Sewiku”, żeby znaleźć osoby, które dzwoniły do „Tygodnika Podhalańskiego”.

Przepychanki i wzajemne oskarżenia przeciął werdykt pokontrolny Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, który brzmiał jednoznacznie:

Każdy zrzut nieoczyszczonych ścieków do rzeki w zakopiańskiej oczyszczalni był bezprawny. Sewik nie miał pozwolenia wodno-prawnego na wypuszczanie surowych ścieków”.

Kompetencje menedżera

Pisaliśmy już o tym, że atak na media przynosi zawsze fatalne skutki oraz gwałtowny spadek zaufania ze strony różnych publiczności.

Opisany przypadek zakopiański pokazuje jak negatywny atak na dziennikarzy można znacząco pogłębić − atakując własnych pracowników.

Szykanowanie własnej załogi to znakomity materiał dla mediów. Tworzy bowiem koalicję zwykłych ludzi oraz dziennikarzy, którzy ich reprezentują.

W tej sytuacji nie ma szans, by opinia publiczna mogła się opowiedzieć po stronie ogarniętych furią urzędników, czy menedżerów.

Brak wiedzy na temat relacji z mediami staje się w ten sposób jednym z istotnych, o ile nie decydujących, elementów całokształtu kompetencji takich osób do piastowania kierowniczych funkcji.